niedziela, 15 maja 2011

Już nie dziurawy

W ostatnim poście o "dziurawym Piotrku" chyba trochę przesadziłem. Nic tylko narzekałem, że dziury, że jeździć się nie da, że zostawią taką drogę do 2012. A tu proszę. Zaczęli na początku kwietnia i uwinęli się w niecałe dwa tygodnie. Usunęli niepotrzebne studzienki, te istniejące ładnie wyprofilowali i dodali nawet jeden przystanek Przybyszewskiego. Jestem w szoku. Brawo!




No dobra, ale żeby nie było za różowo to muszę jeszcze coś obsmarować. Drogę zrobili tylko do połowy ul. Czajkowskiego, a dokładnie do skrzyżowania z ulicą Przybyszewskiego. Potem jest już stara śpiewka, dziury w tzw. asfalcie i potem tradycyjnie poniemiecka kostka. Ale nie. Nie będę narzekał, bo trzeba się cieszyć z tego co się ma. Ja się cieszę, że zrobili chociaż ten kawałek. Można? Można.



sobota, 14 maja 2011

Wszystko jest gorsze od Porsche

Historia tej marki zaczęła się już w latach 30-tych XX wieku, a dokładnie w 1934 roku, kiedy na zlecenie Adolfa Hitlera, niemiecki konstruktor Ferdynand Porsche musiał stworzyć auto dla ludu, czyli Volkswagena. Był to VW "garbus", jednak na jego bazie w 1948 do produkcji trafił pierwszy model Porsche, model 356. Z początku bazował w większości na garbusie, z czasem jednak porsche zaczęło modernizować poszczególne podzespoły i ostatnie modele 356 były już praktycznie samodzielnym wytworem marki Porsche. Nawet w dzisiejszych modelach widać spore podobieństwo do starego garbusa.




Ferdynand Porsche


W 1963 roku narodził jeden z najlepszych, najbardziej rozpoznawalnych i moim zdaniem najładniejszy model tej marki, czyli 911. Z początku jednak był jak nieoszlifowany diament. Auto kompletnie szalone i przeczące wszelkim zasadom. Wyobraźcie sobie psa, który biegnie szybko po lodzie i chce nagle skręcić. Tak mniej więcej prowadziło się pierwszą 911-stkę. Chłodzony powietrzem silnik z tyłu, skrzynia po środku i lekki przód, to gotowy przepis na nadsterowność w szybkich zakrętach.


Początki produkcji modelu 911, Zuffenhausen


Jednak lata doświadczeń w wyścigach i rajdach, ciągłe modernizacje i ulepszenia spowodowały, że dzisiejsze Porsche to majstersztyk, inżynieria w czystym wydaniu, cud techniki. Za kierownicą siedzi się bardzo nisko, za przednią szybą widać legendarne już przetłoczenia na masce, sportowy fotel owija nas swoją delikatną cielęcą skórą. Jakość użytych materiałów to klasa sama w sobie. I to niezapomniane uczucie kiedy jedziemy po gładkim asfalcie i za naszymi plecami gada 6 cylindrów w układzie bokser, to trzeba po prostu przeżyć. 
Jest inny niż samochody włoskie. Jest bardziej stonowany, dostojny, ale równie ekscytujący. Całą tą ekscytacje sprawia technika, doskonałość, świetne prowadzenie i jakość, a może raczej jej poczucie. To co odróżnia go jeszcze od włochów to jego ucywilizowanie. Wystarczy spojrzeć na jakikolwiek model Lamborghini, czy Ferrari i wiadomo, że to auto nadaje się tylko na tor. Porsche jest uniwersalne, sprawdza się zarówno na drogach publicznych jak i na torze Nürburgring. Jest też jednym z najmniej awaryjnych samochodów sportowych na świecie. Potwierdzają to coroczne testy na bezawaryjność niemieckich ADAC i Dekry.



Porsche 911 GT3 RS, IAA Frankfurt


W ofercie producenta jest jeszcze kilka innych modeli; tzw. baby porsche, czyli Cayman, Boxter (Cayman cabrio), duży SUV Cayenne, limuzyna Panamera i 23 odmiany 911-stki. Żeby opisać każdą wersję trzeba by napisać książkę wielkości "Pana Tadeusza". 

Porsche to już kultowy samochód, który tak naprawdę nie potrzebuje żadnej reklamy. Każdy prawdziwy maniak motoryzacji marzy chyba o Porsche. Ja się do nich przyłączam. Nie jest to może oryginalna pasja, ale przynajmniej szczera. Ta 911-stka z 1992 poniżej niestety nie jest moja, ale mam nadzieję, że kiedyś pójdę do salonu i sobie taki samochód kupię. Póki co mam go na razie na zdjęciach.





IAA Frankfurt 2009









piątek, 6 maja 2011

Po co nam SUV-y?

Ameryka. Kraj, w którym mieszka chyba każda narodowość świata. Kraj, w którym podobno wolno wszystko i powiedzenie "od zera do milionera" jest możliwe do spełnienia. Kraj, który dał nam Coca-Colę, czekoladę, tytoń, fast-foody, bombę atomową, kryzys ekonomiczny i właśnie wspomniane wcześniej SUV-y, czyli Sport Utility Vehicle (pojazd sportowo-rekreacyjny). Co ma słowo Sport wspólnego z rzeczywistymi SUV-ami? Nie mam pojęcia, ale moim skromnym zdaniem kompletnie nic. Może oprócz niemieckich SUV-ów, tj. Porsche Cayenne, czy BMW X5. Ale po co nam tak naprawdę takie samochody? Odstawmy kwestię, że są dzisiaj modne i na czasie. 



Z zewnątrz rozmiarami mogą dorównywać małym busom, ale w środku miejsca jest tyle co w limuzynie klasy średniej. Ze względu na ich rozmiary, ważą o wiele więcej, a co za tym idzie więcej palą. Ale coś w nich musi być skoro nawet Porsche, sportowa marka z tradycjami i prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalna na świecie ma w swojej ofercie dużą "terenówkę". Kto kupuje takie auta? Mam kilku znajomych, którzy jeżdżą SUV-ami i zapytani dlaczego je kupili, odpowiedzieli, że się łatwo wsiada i wszystkich oglądasz z góry. 
To prawda. Wsiada się do nich bajecznie łatwo, siedząc za kierownicą jesteśmy ponad wszystkimi i to daje nam poczucie bezpieczeństwa. Ale niestety, wielu przesadza z tym bezpieczeństwem i myślą, że jak siedzą wyżej to więcej im wolno, i że jak wjadą w jakiś samochód klasy średniej to mogą sobie po nim przejechać jak czołgiem i jadą dalej. Pewnie ich auto ucierpi troszkę mniej niż pospolity samochód, ale jeśli mamy myśleć w ten sposób to może od razu przesiądźmy się do T-34. 



Wiele młodych matek lubi wozić SUV-ami swoje dzieci do szkoły, bo w dużym aucie jej dzieci są bezpieczniejsze. Bzdura. Przy prędkości jakie się rozwija podczas drogi do szkoły, nawet auto klasy kompakt jest tak samo bezpieczne co duży i ciężki krążownik. 
Znam jeden sensowny przypadek, dla którego ktoś miałby kupować tego rodzaju pojazd. Znam jednego rolnika, który za komuny za przysłowiową flaszkę, wykupił ziemię prawie w całym województwie. Na początku, kiedy wpadło mu trochę grosza nie wydał od razu wszystkiego, ale mądrze zainwestował. Teraz jego drogi polne wyglądają jak pas startowy, posiada kilkanaście ciągników marki Lamborghini, kilka kombajnów, które nawet do wojskowego hangaru się nie mieszczą i niedawno jest właścicielem nowiutkiego BMW X5. Dla takiej osoby takie auto ma sens. Bo normalnie na co dzień chodzi w gajerku, ale również robi setki kilometrów po swoich polnych drogach i dogląda, czy zboże prawidłowo rośnie. Musiałby kupić toporną terenówkę do poruszania się po bezdrożach i luksusową limuzynę, żeby pojechać do miasta i kupić nowy traktor. Ale jeśli SUV-y mieliby kupować tylko takiego rodzaju biznesmeni to producentom nie opłacałoby się produkować tych aut.
Pozostaje jeszcze kwestia ceny. Za podstawową wersję BMW X5 z silnikiem diesla o mocy 245KM trzeba zapłacić ponad 260 tys. Przyzwoicie wyposażony egzemplarz z nawigacją, skórą, elektronicznymi bajerami to już wydatek 320 tys. Podobnie wyposażone BMW serii 5 z tym samym silnikiem i taką samą ilością miejsca w kabinie kosztuje ok. 30 tys złotych mniej. Mało? Dla wielu niestety tak i dlatego wybierają X5. Ubezpieczenie także wychodzi taniej. W jednej z firm ubezpieczeniowych kierowca, który posiada prawo jazdy od 30 lat, ma komplet zniżek za zwykłą piątkę zapłaci ok. 800zł mniej niż za terenową X5-tkę.



Niestety nie zanosi się, aby sprzedaż dużych luksusowych terenówek miała zmaleć. SUV-y są modne, komfortowe, dobrze się w nich wygląda i podniesione zawieszenie czasami na polskich drogach pomaga. Ja raczej nie zostanę zwolennikiem tych aut. Może kiedyś się to zmieni, ale na razie się nie zanosi. Jeżeli ktoś z mojej rodziny zdecyduje się na kupno SUV-a prawdopodobnie przestanę się do niego odzywać. 

wtorek, 3 maja 2011

Obama vs. Osama 1-0

Czy zabicie terrorysty nr. 1 zakończy wojnę z terroryzmem? Czy w końcu doczekamy się pokoju? Czy przestaną ginąć niewinni ludzie? Odpowiedź brzmi nie. Zabicie Osamy bin Ladena to tylko symboliczne przypieczętowanie wieloletniej wojny z terroryzmem. Bin Laden nie był dowódcą, ani mózgiem całej tej organizacji. Nie będzie tak jak w przypadku Adolfa Hitlera, tydzień po jego śmierci zakończyła się II WŚ. Pozostając przy zbrodniarzach myślę, że będzie bardziej jak ze Stalinem. Zmarł w 1953, a komunizm skończył się prawie 40 lat później. 

Terroryzm to zorganizowana siatka, która ma różnych dowódców i "sponsorów". Owszem śmierć bin Ladena to częściowe odcięcie Al-Kaidy od pępowiny, bo przecież zarządzał on koncernem naftowym, który przynosił zyski rzędu 5 mld $ rocznie. Jednak oprócz niego istnieje jeszcze setka innych, którzy mają swój interes w dofinansowywaniu Al-Kaidy. 

Amerykanie świętują. Oczywiście jest się z czego cieszyć bo amerykanie udowodnili, że nie marnotrawią bilionów dolarów na wojnę w Afganistanie i że w końcu czegoś większego dokonali. Jednak, żeby nie sprawdziło się powiedzenie "Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni". Al-Kaida może odpowiedzieć serią ataków odwetowych. Sytuacja może być nawet gorsza, bo może dojść do otwartej wojny, a nawet istnieje zagrożenie użyciem bomby jądrowej. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.



Można powiedzieć, że prezydent Obama, ma kolejna kadencję w kieszeni. Amerykanie są sentymentalni i pamiętliwi i wydaje mi się, że będą pamiętali, gdy pójdą do urn.


czwartek, 28 kwietnia 2011

W poprzednim poście wspomniałem o powrocie granic. Wczoraj w telewizji słyszałem, że Francja i Włochy mają wprowadzić kontrole na granicach z powodu napływającej fali uciekinierów z północnej Afryki. Mimo tego, że jest to dość kontrowersyjny pomysł, podoba mi się. Pół biedy gdyby "goście" we Włoszech, czy Francji, gdy już przybędą zajęli się czymś pożytecznym dla kraju. Wtedy mogliby się starać o zapomogę i mogliby liczyć na nowy start. Niestety nikt nie chce przyjąć ich do pracy ze względu na to, że po prostu kradną. Pewnie też ze względu na ich pochodzenie, na to niestety nic nie poradzą. Przypomniała mi się fala emigracji włochów do USA w latach 20-tych. Przybyli wtedy makaroniarze nie od razu zostali Don-ami Corleone. Wtedy były trochę inne czasy, ale wielu włochów pracowało w portach, jako kelnerzy, czy sprzedawali warzywa. Robili coś pożytecznego. Później oczywiście powstały mafie, ale również z tego powstało coś, co pozwoliło dorobić się dużych pieniędzy. Mówię tu chociażby o panu Francis Ford Copoli, czy wytwórni 2K Games.

Francuzi mieli problem z cyganami i rozwiązali go bardzo łatwo. Owszem było to trochę nieetyczne, ale lepiej było ich deportować, niż narażać się na masowe strajki w kraju i być może emigracje francuzów za granicę. Podobny problem mają Niemcy z obywatelami Turcji. Jednak tam te problemy nie są aż tak widoczne. 

Apropos zamknięcia granic to Polska na czas Euro 2012 ma na zachodzie wprowadzić wzmożone kontrole. Nie jest to wcale taki zły pomysł, jednak lepsze będzie dokładniejsze obserwowanie granic wschodnich.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Bardzo lubię wyjeżdżać za granicę. Podróże nie tylko kształcą, ale też uspokajają i pomagają się zrelaksować. Miło jest spojrzeć czasami na inny kraj, innych ludzi i inną infrastrukturę. No właśnie chcę nawiązać do tej ostatniej kwestii. Wyjazdy są bardzo przyjemne, niestety powroty już mniej. W dużym stopniu jest to prawdopodobnie związane z sytuacją polityczną i gospodarczą w kraju, ale równie ważne jest w jaki sposób nasz kraj nas wita. Skupię się bardziej na naszej zachodniej granicy, ponieważ ją przekraczam dość często. 







W sierpniu 2009r. została hucznie (jak to w Polsce bywa) otwarta nowiusia autostrada A4 Krzyżowa-Zgorzelec. Spełnia oczywiście wszelkie unijne standardy, kładki dla zwierząt, pas awaryjny, nawierzchnia z betonu, przepięknie oświetlone skrzyżowania i moje ulubione zielone pachołki ustawione na pasie zieleni pod odpowiednim kątem tak, aby światła nie oślepiały samochodów jadących z nad przeciwka. W nocy po prostu rewelacja. Tak więc wjeżdżając od strony Görlitz jest całkiem nieźle. 






Sprawa trochę się komplikuje gdy zamierzamy wjechać od strony Cottbus, na przejściu w Olszynie. Gdy jedziemy do Niemiec autostradka jak marzenie, identyczna jak na przejściu w Zgorzelcu. Jednak gdy coś nas podkusi i chcemy wjechać do Polski niespodzianka. Autostrady jest tylko 25 km i nagle witają nas betonowe hitlerowskie bloki stawiane prawdopodobnie przez robotników pracujących przymusowo. W 1936 kiedy ją budowano na pewno stanowiła cud inżynierii. Jednak minęło trochę czasu i kilkanaście milionów aut się przez nią przetoczyło. Sam Adolf podobno jechał nią kiedyś do Breslau. Brakuje jej ok.40km. Nie rozumiem dlaczego nie zrobili jej kończąc drugi pas. Prawdopodobnie brak środków. Podobno mają ją skończyć w 2013, oby. 

Nie chodzi tu tylko o kwestie autostrad. Mimo, że jesteśmy w Schengen i nie ma granic, to zarówno wjeżdżając jak i wyjeżdżając z kraju jesteśmy narażeni na kontrole policyjną głównie ze strony niemieckiej. Niestety jesteśmy w ich oczach typem stereotypowego polaka, czyli złodzieja. Szczególnie uważnie kontrolowane są autobusy i ciężarówki. Sprawdza się, czy aby nie przewożą jakiegoś "gorącego" towaru. Trochę szkoda, że jesteśmy "specjalnie" traktowani. Niby Unia, niby wspólnota, a jednak...  Zastanawia tylko dlaczego nie zlikwidują bramek, które pozostały po starej granicy. Może Niemcy po cichu liczą, że granice powrócą?

piątek, 15 kwietnia 2011

Dziurawy Piotrek



Czajkowski pewnie przewraca się w grobie gdy patrzy jak wygląda nazwana jego imieniem ulica we Wrocławiu. Nie jest to może duża, główna ulica i ruch tutaj też nie jest zbyt duży, ale bardzo często przejeżdżają tędy ciężarówki z transportem do jednostki wojskowej czy TIR-y, które chcą się dostać na drogę wylotową w kierunku Warszawy. Ubolewają oczywiście mieszkańcy (może bardziej ich samochody), którzy dojeżdżają tą drogą codziennie do pracy. Zdjęli nawierzchnię i zostawili gołą, zdartą, poniemiecką kostkę z kawałkami asfaltu. Miód. Nie da się jechać szybciej niż 30 km/h bo wtedy trzeba będzie gonić własne koło. Jasne, że narzekać każdy jeden potrafi, a robić nie ma komu. Ale z początkiem kwietnia przyszła nadzieja. Po 4 miesiącach położono krawężniki i znaki ostrzegawcze. Ruch w interesie jest. Miejmy nadzieję, że asfalt wyleją jeszcze przed Euro 2012.